czwartek, 16 stycznia 2014

Chapter one

Siemanko ;) Postanowiłam już dzisiaj coś tutaj naskrobać bo mam dobry humorek :> No to lecimy ;)

Violetta

Za oknem znowu pada, szarówka na zewnątrz dobija mnie jeszcze bardziej. Przetarłam zaparowaną szybę, jeżdżąc po niej opuszkami palców, tworząc własne bazgroły. W pewnym momencie poczułam kolejną łzę spływającą po moim policzku. Nie. Jedyne słowo, które właśnie przyszło mi do głowy. Przecież obiecałam sobie, że już nie zmięknę, nie uronię żadnej łzy, będę silna. Ale jak tu mówić o byciu silnym, gdy część Twojego życia właśnie podupada, coś niszczy Cię od środka. 
Po moim lewym ramieniu kogoś dłoń przejechała delikatnie w dół, odruchowo obróciłam się do tyłu, choć dobrze wiedziałam kto za mną stoi.
-Diego, nie...-Pokręciłam przecząco głową, odsuwając się w dalszy kąt. 
Chłopak nie dał za wygraną, zresztą-jak zawsze. Może ta właśnie cecha tak strasznie mnie do niego przyciągnęła? Zaimponował mi tym? Nadal nie potrafię pozbierać myśli w głowie, jak to wszystko mogło się stać, jak Diego mógł mnie uwieść. To wszystko wydaje się być jedną wielką paranoją. 
-Violetta...-Podszedł do mnie, łapiąc delikatnie moją dłoń.-Coś Ci pokażę, chodź. 
Nie byłam pewna, czy powinnam w ogóle z nim rozmawiać, nawet nie wiem jakim cudem znalazł się w moim domu. Pewnie wszedł przez otwarty balkon, który zawsze zostawiam uchylony. Przeszliśmy kilka kroków, aż w końcu oboje staliśmy przed dużym lustrem w przedpokoju. 
-Spójrz. Gdzie podziała się stara Violetta? Zawsze uśmiechnięta, ładnie uczesana, radosna... Którą rozdzierała dobra energia? Dowiem się?
Wybaczcie, ale... W tym momencie zachował się jak palant. Mało co nie wybuchnęłam płaczem, jak mógł zadać takie pytanie. Pf, dla niego wszystko było takie proste, bo nie walczył o kogoś kogo kocha. 
-Umieram razem z Leonem w szpitalu, Diego. I proszę...-Do moich oczu już zaczęły napływać kropelki łez, powstrzymywałam emocje, ale coraz słabiej mi to wychodziło.- Musisz wyjść. Teraz. 
-Mam Cię pilnować.
-Ale ja nie potrzebuję Twojej pomocy, rozumiesz?! To w pewnym stopniu Twoja wina! Nie wiem jak mogłam być taka... Taka głupia.- Złapałam się nerwowo za głowę, chodząc w kółko po dużym pokoju.-To przeze mnie Leon tam teraz jest i... I nie wiadomo, czy wygra. Nie wiadomo jak potoczy się dalej Jego życie. Jeśli ono w ogóle dalej będzie trwało!-Płakałam, dzisiaj piąty raz. 
-Och tak?-Chłopak również wydawał się być lekko poddenerwowany.-A więc to MOJA wina, że sama pchałaś się w moje ramiona? Że sama się ze mną umawiałaś? Że chciałaś... Violetta, sama chciałaś być moja, więc nie obwiniaj mnie. Nie mam z tym nic wspólnego. Chcę tylko pomóc, a Ty od kilku dni wkurzasz się na wszystkich i nie pozwalasz nawet ze sobą porozmawiać! Rozumiem. Naprawdę, wszystko rozumiem. Kochasz Go, ja się już z tym pogodziłem. Mogę teraz wyjść, w porządku. Ale wtedy zostaniesz sama, dziś nikt do Ciebie już nie przyjdzie. Jesteś pewna, że tego chcesz? Jeśli wolisz samotność to okej. Ale przemyśl to, usiądź i pomyśl nad swoim zachowaniem, bo wcale nie jest takie wzorowe jak Ci się wydaje.-Po tych słowach pobiegł po schodach na górę znaleźć sobie jakieś miejsce. 
Zmarnowanym krokiem podeszłam do skórzanej sofy, usiadłam ciężko i podparłam się dłonią o brodę. Może on ma rację... Jestem zdenerwowana, smutna, rozkojarzona, może nawet agresywna. I cały czas myślę, że usprawiedliwia mnie fakt, że mój ukochany leży w ciężkim stanie w szpitalu. Minęły dopiero cztery dni, a ja pamiętam jak by to działo się dosłownie przed chwilą... 
**
Było już popołudniu. Pamiętam, że w ten dzień miałam spotkać się z Diego w parku. Niedaleko toru wyścigowego, po którym jeździł Leon. Przyszłam trochę wcześniej, by ponownie się nie spóźnić, a jednocześnie pooddychać trochę świeżym powietrzem. W końcu przyszedł, musnął mój policzek i uśmiechnął się słodko. Jeszcze wtedy cholernie za tym szalałam, dziś nie pozwoliłabym mu siebie dotknąć. Myślałam, że ten dzień będzie idealny, było zakończenie roku szkolnego, zaczęły się wakacje, a przed nami tyle cudownie spędzonych chwil. Ale czasami wyobraźnia, nie potrafi dorównać rzeczywistości. Tego dnia było tak w 100%. Nawet nie przeszło mi przez myśl, że może dojść to tak okropnego wypadku. Jednak życie potrafi zaskakiwać, czasami aż za bardzo. Spacerowaliśmy po skoszonej trawie, rozmawiając, śmiejąc się. W sumie to standardowo, nic nowego. Tylko tyle, że czułam w sobie coś pozytywnego, że to właśnie Diego jest kimś odpowiednim dla mnie i to z nim chcę spędzić przynajmniej kolejne miesiące życia. Pomyliłam się, to był duży błąd. Niestety czasami nasze serce potrafi spłatać nam niezłego figla. W końcu przystanęliśmy na pobliskim pagórku, pamiętam, że doskonale było widać co dzieje się na torze. Przez chwilę nawet patrzyłam na jeżdżące tam motory, marząc w duchu, że kiedyś sama się tak przejadę. To były ostatnie chwile, w których Diego był dla mnie numerem jeden. W następnych minutach dużo rzeczy się odmieniło. To stało się w momencie, gdy chłopak odgarnął moje włosy, chcąc mnie pocałować. Nie zaprzeczałam, w końcu lubiłam jego delikatne usta. I właśnie teraz. Oboje usłyszeliśmy tylko głośny huk i krzyki ludzi. Nie zważając na nic zaczęłam biec w kierunku wypadku, choć jeszcze nie wiedziałam kto jest ofiarą. Przepchałam się przez tłum "widzów" i zobaczyłam Larę klękającą przed chłopakiem. To był Leon. Całe życie, wszystkie chwile spędzone z nim przeleciały mi przed oczami. Przyklęknęłam przy dziewczynie, próbującej go uratować, ale ona kazała mi zostać, kiedy sama pobiegła dzwonić po pogotowie. Chłopak był nieprzytomny, więc na marne moje słowa, które wtedy wypowiadałam. Nic się dla mnie nie liczyło, nie zwróciłam nawet uwagi na to, że moja biała spódniczka pokryła się krwią, której Verdas dużo tracił. Dalej nie mogę opowiedzieć, bo obudziłam się już w domu, leżąc na tapczanie. Podobno z tego wszystkiego zemdlałam. Od tej pory nie mam żadnego kontaktu z Leonem, lekarzami... Nic, zupełna cisza. Większość przyjaciół wyjechała na kilka dni do swoich rodzin, mój tata wraz z domownikami także wyjechał na mały urlop. Zostałam z tym wszystkim sama. No i z Diego... Czekałam cały czas na telefon, na ten jeden głupi sygnał. Że mogę przyjść odwiedzić Leona, zobaczyć jak się czuję, powiedzieć mu tak wiele rzeczy... Chcę to wszystko odbudować, ale czy się uda? 

Diego

W tych chwilach nawet śnieżnobiały sufit wydawał się być ciekawy. Słyszałem tylko dreptanie Violetty na dole i krople deszczu odbijające się od okna. Byłem pochłonięty myślami, to wszystko co się stało... Niby dlaczego to moja wina? Violetta myśli, że Leon zauważył nas na pagórku i wściekł się widokiem nas razem. A może to wcale nie prawda, może to był przypadek. Takie rzeczy się zdarzają, nie wszystko zawsze wychodzi idealnie. Szkoda tylko, że przez tę sytuację straciłem dziewczynę, na której zależało mi jak na żadnej innej. Tym razem naprawdę strasznie się wkręciłem w związek, byłem zaangażowany, a tu z dnia na dzień wszystko się popsuło. Rozsypało się w drobny mak. Niezła masakra. Choć w sumie, może tak miało być. Najwidoczniej Leon i Violetta są sobie przeznaczeni, a ja byłem tylko dodatkiem w jej życiu, który teraz powinien zniknąć. Ale strasznie tego nie chcę, wciąż chcę być blisko niej i chociaż być przyjacielem, wspierać ją w trudnych chwilach, pomagać... Lecz Violetta nie zawsze tego chce, może w takich sytuacjach woli samotność, muszę to uszanować. 
-Dieego!- Usłyszałem jej delikatny głosik, rozchodzący się po całym domu.
W duchu miałem nadzieję, że usłyszę od niej małe przepraszam, że się pogodzimy i chociaż w połowie będzie jak dawniej. 
Szybko zerwałem się z łóżka i pobiegłem na dół, mało co nie wywracając się na schodach.
-Tak?
-Wychodzę.-Rzuciła krótko, zakładając na siebie czarną skórę. 
Zmarszczyłem brwi, dziwiąc się jej słowom. Na dworze lało jak z cebra, a ona wychodzi?
-Oszalałaś? Dokąd chcesz iść? Chcesz udać się na spacer?-Nie ukryję, że w tym momencie lekko zadrwiłem. 
-Nie, dzwonili ze szpitala. Idę do Leona, i nawet nie próbuj mnie zatrzymywać... Zrobię co będę chciała. Choćbym miała przejść przez śnieżycę, przez największe klęski żywiołowe, by móc tylko Go ujrzeć-zrobiłabym to. Bo to nazywa się miłość Diego. Coś, czego nigdy tak naprawdę między nami nie było, a coś co własną głupotą zniszczyłam z Leonem. Przepraszam za te słowa, chciałam być szczera. Cześć.-Usłyszałem tylko trzaśnięcie drzwiami zanim cokolwiek zdołałem odpowiedzieć.


KaBooooooom, lipa co :< Bo pierwszy... Dalej powinno być lepiej, zawsze trzeba jakoś zacząć! ;) A Wam, podoba się? :3 

W sumie to czeka na mnie angielski hehehe, jutro sprawdzian ekstra... Ale ostanie dni i ferieeeeeee! <3
Jaram się normalnie hahah :D 
+ Ej misie no mam do Was znów tę samą prośbę :c 
Dacie tego lajka? :< Tak nam mega zależy, żeby było Nas dużo... Chcemy dziś dobić do 1000, pewnie się nie uda, ale cóż... Nawet jeśli nie jesteście z okolic Łodzi, czy nawet nie jesteście tymi Kwiatonators, ok ja rozumiem, a jeżeli Go szanujecie i nic do niego nie macie to pomóżcie nam proszę <3 Chcemy spełnić marzenia! :3 Bo dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą, prawda? ;) W końcu NEVER SAY NEVER.
Albo pokażcie znajomemu, który Go lubi czy coś... Proszę proszę kochani <3 Trzeba sobie pomagać, hehs :>
Jak ktoś polubi to niech mi to napisze w komentarzu, żebym wiedziała kto ma takie dobre serduszkooo i nam wspomaga ♥ KC I DZIĘKUJĘ Z GÓRY :)

środa, 15 stycznia 2014

PRZEPRASZAM :C

Hej ;) Jezu... Strasznie Was przepraszam, że po raz drugi olałam tego bloga i nie pisałam NIC... przez tyle czasu. Jejku, trochę mi głupio :o Ale od następnego tygodnia, a nawet może już od tego weekendu wystartuję z nowym opowiadaniem! ;) Tego chyba nie dam rady dokończyć, ale wymyśli się coś jeszcze lepszego! :) Przepraszam, przepraszam, naprawdęęę ;cc

+ Mam małą prośbę, na pewno każdy z Was ma facebook'a. Słuchajcie, razem z innymi Kwiatonatorkami próbujemy ściągnąć ponownie Dawid Kwiatkowskiego do Łodzi.
https://www.facebook.com/kolejnykoncertDawidakwiatkowskiegolodz?fref=ts Tutaj macie stronę... Jeśli moglibyście polubić tylko ten fanpage byłabym bardzo wdzięczna, naprawdę! ;) Nie ważne, czy jesteście fanami, czy nie... To dużo dla nas znaczy, im więcej lajków tym lepiej dla nas i większa szansa, że nam się uda. ♥ Z góry wielkie dzięki! Kto pomoże może się do mnie zgłosić w komentarzu, czy coś to będę mogła się jakoś odwdzięczyć, tylko mówcie jak! :*

niedziela, 1 grudnia 2013

Chapter three

Heeeloł :) Witam Was z kolejnym, trzecim rozdziałem! ;) 

Violetta

Brakowało mi już tchu, a jedyne co słyszałam to stukot moich obcasów. Czułam się okropnie, choć jeszcze nie wiedziałam co tam się wydarzyło. Miałam tylko ogromną nadzieję, że okaże się to nieporozumieniem. Nie potrzebowałam kolejnych kłopotów i problemów. Zbliżaliśmy się już do mojego domu wokół którego porozstawiane były drogie samochody, w środku wszyscy krzyczeli, próbowali uciekać. Stanęliśmy na chwilę z Leonem, teraz pewnie każe z nas zastanawiało się czemu to wszystko się dzieje, szukało jakiegoś sensownego wyjaśnienia. Niestety na próżno. Nie wiedziałam co to ma znaczyć, co robią tam Ci wszyscy ludzie rozpraszający moich znajomych i rodzinę. Dlaczego wszyscy krzyczą, płaczą. Oczy zachodziły mi już łzami, a serce pękało na miliony kawałeczków. Przecież tam byli ludzie, których kochałam!
-Violetta!- Z otchłani ciemności wyłonił się zdenerwowany i zdyszany Diego.- Szybko, uciekamy!- Wyrwał mnie z objęć mojego chłopaka, ciągnąc w zupełnie inną stronę. 
-Co ty sobie wyobrażasz?! Zostaw ją!- Leon od razu rzucił się w naszym kierunku ze złością w oczach. 
Diego także nie wyglądał na zadowolonego. 
-Zaufaj mi. Zaufaj, jeśli nie chcesz, by coś złego jej się stało.- Wymamrotał, ledwo oddychając.- Ja znam tych ludzi! I oni wcale nie chcą jej szczęścia, wręcz przeciwnie... Zaufaj mi. 
Płakałam, a jakby tego było mało zaczął padać deszcz. Widziałam wyraz miny Leona, wyglądał na bardzo zmartwionego, jeszcze nigdy go takiego nie widziałam.
-Idźcie. Zadzwonię jak tylko będę mógł.- Najwyraźniej zgodził się, by Diego zabrał mnie ze sobą.
Ale może ja wcale tego nie chciałam? 
-Nie!- Wykrzyknęłam przez łzy.- Tam są moi przyjaciele! Rodzina! Mój ojciec! Angie...-Nie miałam już sił walczyć z chłopakami, którzy za wszelką cenę nie chcieli bym dostała się do swoich najbliższych. 
-Violetta idź z nim! Nie pozwolę, by coś Ci się stało!- Leon pchnął mnie w kierunku, który wskazał mu Diego. Chciałam czy nie-musiałam z nim iść. Szybko zaprowadził mnie do swojego czarnego samochodu, usiadł za kierownicą i gwałtownie ruszył do przodu. Nie chciałam odwracać się za siebie, wiedziałam, że gdy to zrobię serce mi pęknie i wybuchnę przeraźliwym płaczem. Teraz pozostawała mi tylko modlitwa, by nic złego nie stało się tacie, Angie, Annabeth, Fran, wszystkim... By nic im się nie stało. Tymi słowami prosiłam o to Boga, ocierając chusteczkami policzki zalane łzami. Diego jechał strasznie szybko, ale nie zwracałam na to zbyt dużo uwagi, chyba za wiele się wydarzyło, bym przejmowała się takim sposobem jazdy. Zwróciłam się w stronę okna, przetarłam dłonią zamazaną szybę. Było strasznie ciemno, zbyt dużo nie widziałam, ale byłam pewna, że nie znam tych okolic. I gdzie on mnie wiezie... Spojrzałam na niego kątem oka. Był strasznie zły jak i... Smutny? Można było zauważyć jego prawie niewidoczne łzy, które chciały wydostać się na wierzch. Zgrywał twardziela, choć wcale w tym momencie nim nie był. A może to tylko zły sen? Może to nie dzieje się naprawdę? Przymknęłam zapłakane oczy, wzięłam wdech i wydech, tak kilka razy. Nic. Zupełnie. To jednak była rzeczywistość. 

Diego

Cisza między mną a Violettą mnie przerażała, ale nie chciałem się na razie odzywać. Domyślam się w jakim była stanie, przed chwilą była świadkiem jak ktoś napada na jej dom i szuka... No właśnie kogo? Jej. Była tego jeszcze nieświadoma i wcale nie podobał mi się fakt, że to ja będę musiał ją o tym powiadomić. Skręciłem w lewą uliczkę i za chwilę zatrzymałem samochód. 
-Wysiadamy.- Rzuciłem tylko cicho, otwierając jej drzwi. 
Wysiadła niepewnie, rozglądając się dookoła. Cała się trzęsła, jej twarz była spuchnięta od płaczu. Mimo wszystko wyglądała pięknie. Jedyne czego teraz chciałem to móc ją mocno przytulić i zapewnić, że wszystko będzie dobrze. 
-Chodź. Już spokojnie, dobrze?-Pozwoliłem sobie złapać ją za rękę. Wiem, że gdyby Leon to zobaczył pewnie zabiłby mnie na miejscu, ale w końcu ratowałem jego dziewczynę. 
Wyciągnąłem z kieszeni klucze i za moment otworzyły się przed nami drzwi mieszkania, w którym jak na razie na pewno spędzimy jedną noc. Zapaliłem światło i pozwoliłem Violetcie się rozgościć. 
-Gdzie jesteśmy?- Spojrzała na mnie całkiem poważnie.- Może byś mi to wszystko wytłumaczył, co?- Nie wydawał się być zbyt miła, ale nie dziwię się jej. 
-Spokojnie Viol..
-Spokojnie?! Diego wytłumacz mi jak mam być spokojna! Czy ty jesteś normalny?!- Wykrzyczała z całych sił, wymachując rękoma we wszystkie strony.
-Chodziło mi o to żebyśmy usiedli i porozmawiali normalnie... Poza tym chyba naprawdę mogłabyś się troszeczkę uspokoić, za chwilę zrobisz sobie krzywdę. Violetta uspokój się choć trochę, proszę.
Kiwnęła głową, ocierając ostatnią łzę spływającą po jej policzku.

-Masz rację. Przepraszam.- Wymamrotała i usiadła na beżowej kanapie wykonanej ze skóry.
-Chcesz coś do picia?
-Nie, dzięki. Chcę tylko...
-Wyjaśnień.- Westchnąłem, opierając się o siedzenie.- Tak, wiem.
Patrzyła na mnie, ale w jej wzroku nie było już żadnych uczuć. Była zmęczona, ledwo siedziała.
-Dobrze więc...- Szczerze mówiąc nie wiedziałem od czego zacząć, to było trudne.- Ci ludzie, których widziałaś u siebie w domu. Im tak naprawdę chodzi tylko o Ciebie. Robisz się sławna Violetta. Coraz więcej ludzi Cię słucha, rozpoznaje na ulicy. Stajesz się niczym gwiazda popu. A oni właśnie na takich ludzi czyhają. Chcą Cię wykorzystać, żebyś odwalała całą robotę za nich a oni będą tylko zbierać kasę. Udają groźnych, żeby nas trochę postraszyć, ale... W sumie czasem potrafią być groźni. Na przykład jeśli sama z siebie nie na zgodziłabyś się na ich propozycję... Wyciągają te swoje pistoleciki, pałeczki i grożą. Chcę Cię chronić, bo wiem do czego są zdolni...
-To chore... Ale powiedz mi skąd ty ich znasz?
-Miałem siostrę. Jessicę, była cudowna.- Uśmiechnąłem się delikatnie, ale poczułem jak oczy zachodzą mi łzami.-Zaczęła robić karierę, teraz pewnie byłaby kimś wielkim, ale przez nich...- Urwałem i gwałtownie podniosłem się do góry, uderzając w ścianę.
-Diego!- Viola podleciała do mnie i odwróciła mnie w swoją stronę.-Diego dlaczego płaczesz? Co się stało... Diego.
-Oni ją zabili.-Zacisnąłem pięści, powstrzymując się przed kolejnym uderzeniem w ścianę.- To był przypadek... Ale zrobili to! I nigdy im tego nie wybaczę... I nie pozwolę, by zrobili coś złego Tobie.
Byłem cały roztrzęsiony, za każdym razem, gdy przypominam sobie ten dzień staje się kimś innym. Moja siostra była dla mnie wszystkim, była dla mnie przykładem, a teraz? Teraz jej nie ma, i to przez tych frajerów.
-Tak mi przykro...- Violetta ponownie zaczęła płakać, podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła.-Boję się Diego.
-Cii... Wszystko będzie dobrze. Obiecuję.- Pogładziłem ją po plecach, szepcząc do ucha słowa, które mogłyby dodać otuchy.

Angie


To co się tu przed chwilą stało było okropne. Ci ludzie zostawili po sobie tylko okropny bałagan i strach. Znajomi Violetty już się rozeszli, a jej samej nie ma.

-German, i co? Obdzwoniłeś każdego?- Jej ojciec był bardzo zdenerwowany, jego jedyna córka zaginęła.
-Tak. I nikt nie wie gdzie ona jest Angie!
-German nie będę Ci teraz mówiła żebyś się uspokoił, bo wiem, że to niemożliwe, ale... Może zadzwoń do Leona? Do niego chyba nie dzwoniłeś?
-Tak.. Tak, to prawda.- Sięgnął po słuchawkę telefonu i wykręcił kolejny numer.

*Rozmowa*
-Halo, Leon?
-Pan German?
-Tak, to ja. Wiesz może gdzie jest Violetta? Może jest z tobą?
-Nie, u mnie jej nie ma. Ale wiem z kim jest..
-No to mów chłopcze no szybko!
-Spokojnie... Jest z Diego. Powiedział, że zna tych ludzi i zabierze Violettę w bezpieczne miejsce. Przed chwilą z nimi rozmawiałem, przyjdę jutro rano do pana i wszystko opowiem dobrze? Niech się pan nie martwi, Violetta jest jak najbardziej bezpieczna...
-Ech... Dobrze, niech będzie. Ale bądź tu z samego rana!
-Obiecuję. Do widzenia.
-Do widzenia. Dobranoc Leon.
**
-Iii? Wie coś?-Podeszłam szybko do Germana, mając nadzieję, że Viola jest cała i zdrowa.
-Tak, Diego z nią jest. Leon ma jutro do mnie przyjść i porozmawiać..
-Oo całe szczęście, że nic jej nie jest...
Poczułam ogromną ulgę, kiedy dowiedziałam się, że mojej siostrzenicy nic nie jest. To byłby koszmar, gdyby coś złego jej się stało. Teraz pozostaje nam iść tylko spać i poczekać na bieg kolejnych wydarzeń...
-Mamo?- Zza drzwi od pokoju wychyliła się moja córka Annabeth.- Violetta się znalazła?
-Tak kochanie... Znalazła. Idź już spać, to był męczący wieczór..- Podeszłam do niej i ucałowałam ją w policzek.- Dobranoc skarbie.
-Dobranoc mamusiu.

Violetta

-Dzień dobry księżniczko.- Otworzyłam powoli zaspane oczy i ujrzałam uśmiechającego się do mnie Diego.- Przyniosłem Ci śniadanie.
-Śniadanie do łóżka?- Zachichotałam, co wydawało się dziwne po ostatnich wydarzeniach.
-Mówiłem, księżniczka.- Po raz pierwszy od bardzo dawna zauważyłam w nim coś więcej niż tylko kolegę. Czy ja zwariowałam? Kiedy zaczęłam być z Leonem, mam zacząć czuć coś do Diego? To nie mogła być prawda, przecież to absurdalne. 
-Dziękuje.-Ugryzłam kawałek tosta z dżemem truskawkowym i popiłam sokiem pomarańczowym.
-Obejrzymy coś?- Zaproponował, wskazując palcem na duży telewizor wiszący na ścianie. 
-Pewnie, czemu nie.- Uśmiechnęłam się subtelnie. 
-To może coś na rozluźnienie atmosfery, komedia, myślę, że to dobry pomysł.
Osobiście też tak uważałam, może to na chwilę pomogłoby mi zapomnieć o wczorajszej nocy. 
Chłopak włączył film i usiadł na łóżku obok mnie. 
-Nie Diego to kompletnie bez sensu... Nie mogę się na niczym skupić. 
-Tak, ja też...- Spojrzał na mnie i westchnął cicho.- Wtedy kiedy jesteś obok... 
-Co...- Wymamrotałam. 
Czemu on mi to mówi? I to akurat teraz. 
-Myślisz, że pogodziłem się z tym, że jesteś z Leonem? Nie. Nadal mi na Tobie zależy, strasznie zależy. I pewnie nic nie mogę z tym zrobić. 
-To miało być pytanie?- Spytałam lekko zszokowana jego wyznaniami.
-No a mam u Ciebie jakieś szanse? Przecież ty go podobno tak bardzo kochasz.. 
Przez chwilę nie wiedziałam co powiedzieć. Przyznam się, że miałam lekko mieszane uczucia, z jednej strony liczył się tylko Leon, ale z drugiej... Diego był taki przystojny, romantyczny... Uratował mi wczoraj życie. 
-Violetta? Odpowiesz mi?- Przysunął się do mnie i spojrzał mi w oczy, a ja poczułam tylko szybsze bicie serca.
-Kiedy nie wiem co...
-A jednak.- Uśmiechnął się zadziornie.- Gdybyś go naprawdę kochała powiedziałabyś to od razu.
Miał mnie. To prawda. Gdyby moje uczucia do Leona były prawdziwe bez zastanawiania się odpowiedziałabym, że nie ma u mnie szans i żeby się odczepił. 
-Trochę mnie to cieszy.- Teraz poczułam tylko jego usta na swoich, pocałowaliśmy się, a ja nawet nie próbowałam go odepchnąć, nie zaprzeczyłam. Co takiego się ze mną stało? 

Przepraszam, że tak "późno" bo już 21 xD i przepraszam za spapranie końcówki :< :o tak jakoś straciłam głowę, bo rozwiązywałam zagadkę z koleżanką, loool ;d ... ale mam nadzieję, że Wam się będzie podobało :) zrobiłam z tego trochę kryminał haahah :o :D

Doooooobranoc! :*


 

~ ♥.

wiem, że nagłówek nie z Violetty... ale taki na razie będzie xd poza tym jakoś mi się strasznie ten szablon podoba :) a że opowiadanie o Violetcie to w sumie nie znaczy, że obraz główny musi być z nią :> ale pewnie z czasem to zmienię. 

piątek, 29 listopada 2013

Chapter two


Francesca

Annabeth na pierwszy rzut oka wydawała się być nieśmiałą, niepewną siebie osóbką. Ale kiedy zaśpiewała piosenkę napisaną przez Violę zaczęłam powoli zmieniać zdanie. Miała prześliczny głos, brzmiał bardzo podobnie do głosu mojej najlepszej przyjaciółki. Były rodziną-to wyjaśniało większość naszych wątpliwości.
-To było genialne, Ann!-Viola przytuliła ją do siebie z wielką dumą.-Ann...Możemy tak na Ciebie mówić prawda?
-Pewnie, że tak. I... Dziękuję, serio.- Dziewczyna zarumieniła się lekko na tyle rzuconych w jej stronę komplementów. 
**
-Violetta! Zejdźcie tu do nas na dół!- W naszych uszach rozległ się znany głos pana Germana.
Tak też zrobiliśmy, całą naszą gromadką podreptaliśmy na dół, stając w szeregu przed gospodarzem domu.
-Ha! Niczym w wojsku, prawda?-Ojciec Violetty zaśmiał się, zwracając się ku Esmeraldzie, Angie, Amber, Oldze oraz Ramallo.
-Oooo! Tak prześlicznie wszyscy razem wyglądacie! Mogłabym Was wszystkich ogromnie wyściskać!- Pani Olga jak to miała w swoim zwyczaju zachwycała się prawie każdą rzeczą, człowiekiem dookoła.
-Wyściskać?-Odezwał się zaniepokojony Andreas.- To chyba nie będzie konieczne.- Pokiwał palcem, zmarszczył czoło i oddalił się o dwa kroki do tyłu. 
Jednogłośnie zaśmialiśmy się w taki sposób, że w całym domu można było poczuć radość, która nie gościła już od dawna u rodziny Castillo. 
-Tato, co chciałeś?- Przed rządek do swojego ojca wyszła Viola.
Fran y Marco-Po prostu chciałem zaproponować żebyście bawili się tutaj. U Ciebie chyba nie ma zbyt dużo miejsca, prawda? Ooo... Chyba, że wstydzisz się już swojego starego ojca.- Pan German zaczął zwinnie wywijać bioderkami, robiąc przy tym zabawne miny, co doprowadziło nas prawie do łez. 
Nagle z głośników zaczęła brzmieć muzyka, porywając nasze nogi do tańca.
-Francesca? Zatańczymy?- Dostojnym krokiem, z cudownym uśmiechem i błyskiem w oku podszedł do mnie Marco. Szczerze mówiąc wahałam się, czy znów powinnam mu zaufać, wybaczyć, znów być razem...
-Marco...-Zaczęłam, ale chłopak przyłożył mi palec do ust na znak, że teraz on będzie mówił.
-Wiem, że Cię zawiodłem. Nie powinienem spotykać się z tą dziewczyną. Ale zrozum... Ty wyjechałaś, byłem pewien, że już nie wrócisz... Ale wróciłaś! I nawet nie wiesz jak się cieszyłem, kiedy się o tym dowiedziałem. A poza tym... Ty też spotykałaś się z innym chłopcem we Włoszech, więc można powiedzieć, że jesteśmy kwita, hm? Fran... Naprawdę. Nic mnie nie łączy z tamtą dziewczyną.- Złapał mnie delikatnie za dłoń i przyciągnął do siebie.- Kocham tylko Ciebie i tylko z Tobą chce być, dobrze? Wierzysz mi?
Poczułam jak serduszko zaczęło mi szybciej bić, poczułam radość. Marco potrafił okazywać miłość lepiej jak niejeden chłopak. I zdecydowanie byliśmy sobie przeznaczeni. Nie powiedziałam już nic, przytuliłam się do niego mocno i za chwilę porwałam go do szalonego tańca. 

Maxi

Impreza u Violetty była fantastyczna. Chyba nie tylko ona nie dowierza, że jej ojciec się tak zmienił. Ja także jestem pełen podziwu. 
**
W końcu ktoś puścił wolniejszy, romantyczny kawałek do tańca. Zauważyłem, że Marco pogodził się z Francescą i na nowo zaczną być szczęśliwą parą. Uznałem więc, że może najwyższy czas naprawić stosunki z Nati. Strasznie mi na niej zależało, ale ostatnio między nami nie było zbyt dobrze. Wszystko przez Ludmiłę, która non stop coś kręciła i nie dawała nam szansy na jakiekolwiek spotkania poza zajęciami w studiu. Ostatnim razem nagadała jej, że chcę być z nią tylko dlatego, żeby chwalić się przed kumplami. To totalna bzdura, po co miałbym to robić. Nati była cudowna. Te jej kręcone włosy, śmiejące się oczy, piękny uśmiech... Ideał a nie dziewczyna. Przynajmniej dla mnie. 
-Okej Maxi...- Pomyślałem w duchu.- Trzeba to zrobić, teraz albo nigdy.- Odstawiłem szklankę z sokiem na bok i ruszyłem w kierunku swojej miłości. 
Stała tyłem, wyglądając na coś przez okno. Wydawała się być przygnębiona, może zamyślona. Byłem pewien, że to znowu przez Ludmiłę, mimo, że kolejny raz obiecała się zmienić- nie wierzyłem jej ani trochę.
Naty y Maxi-Hej, Nati..- Złapałem ją za ramię, próbując opanować kłębek nerwów, którym teraz byłem.- Możemy porozmawiać?
Odwróciła się gwałtownie w moją stronę, a gdy mnie tylko zobaczyła uśmiech znikł z jej twarzy, a zamienił się w grymaśną minę.
-Wydaje mi się, że od dawna nie mamy o czym rozmawiać Maxi.- Powiedziała stanowczo, rozglądając się dookoła, żeby tylko nie spojrzeć mi w oczy. Ona też coś do mnie czuła... Ale jej wredna przyjaciółka próbowała zniszczyć w niej to uczucie.
-Nawet nie dasz mi szansy. Słuchaj przecież to... To totalne brednie!- Ze złości zacząłem wymachiwać rękoma na lewo i prawo. 
-Po pierwsze uspokój się trochę.- Złapała moje dłonie i opuściła je w dół.- A po drugie, cześć! 
-Nie, nie! Nati poczekaj, proszę okej?- Złapałem ją w ostatniej chwili i odwróciłem w swoim kierunku.
Pokręciła przecząco głową, wyrywając się z mojego uścisku i odeszła. Kolejny raz nie udało mi się. Ale będę próbował, do upadłego, bo...
"jeśli naprawdę kochasz-walcz do samego końca, mimo wszystko..." 

Violetta 

Impreza, którą zorganizowałam miała chyba szansę przejść do historii! Choć nie było na niej dużo ludzi, było cudownie. Po raz pierwszy od bardzo dawna świetnie się bawiłam, nie zadręczając swojej głowy wszelkimi problemami.
-Angie, możemy porozmawiać?-Wykorzystałam okazję, kiedy moja ciocia podeszła do zimnych napoi, by co nieco jej powiedzieć.
Odwróciła się do mnie na pięcie, zarzucając przy tym swoimi długimi złocistymi włosami.
-Violu... Przepraszam, że nic nie mówiłam, ale...- Jak zawsze zaczęła się nerwowo tłumaczyć.
-Angie! Angie! Spokojnie.-Położyłam jej dłoń na ramieniu, potrząsając lekko.- Nie jestem zła...-Oparłam się o stół, spoglądając na nią kątem oka.- Tylko trochę mi smutno, że nic nie powiedziałaś wcześniej, ale w porządku... Nic się nie stało. 
-Chciałam Ci powiedzieć, ale w ubiegłym roku tyle się działo, nie chciałam dokładać Ci jeszcze moich problemów, rozumiesz?-Zwróciła się do mnie z przebłagalnym wzrokiem.- Tak bardzo Cię kocham, chodź tu do mnie.- Rozłożyła ręce w moją stronę, a ja przytuliłam się mocno.
-Ja Ciebie też, Angie.
Obie uśmiechnęłyśmy się w tym samym czasie, uwielbiałam swoją ciocię, mimo kolejnej tajemnicy i tak była najukochańsza. 
-Annabeth powinna się zapisać do Studia.- Przypomniało mi się w ostatniej chwili, kiedy odchodziłam do przyjaciół.- Ale chyba o tym wiesz. Pokażemy jej jak jest u nas fajnie. - Uśmiechnęłam się tajemniczo, zwołując całą naszą ekipę w jedno miejsce. Stanęłam na środku, reszta w pewnej odległości za mną.
-On beat!- Krzyknęłam radośnie, puszczając Angie i Annabeth oczko, a w naszych uszach można było usłyszeć już melodię znanego hitu naszego wykonania. 



-Brawo, brawo!- Oklaski rozległy się po pokoju, a Annabeth i Ambar nie mogły ukryć swego podziwu. 
-Bu!- Leon zaszedł mnie od tyłu przytulając lekko.- Porywam Cię, co Ty na to?- Musnął mój policzek, a ja odwróciłam się w jego stronę.
-Jestem za.- Uśmiechnęłam się szeroko i ruszyliśmy w kierunku wyjścia na dwór. 
Na dworze było już ciemno, powietrze było jeszcze ciepłe, ogólnie bardzo przyjemnie. A niebo rozświetlone tysiącoma gwiazdami, zupełnie bezchmurnie. W końcu byliśmy sami, mogliśmy porozmawiać i nacieszyć się sobą.
-Jest pięknie, co?- Poczułam jak chłopak nieco mocniej ścisnął moją dłoń, uśmiechając się promiennie. 
-Tak, rzeczywiście.- Pokiwałam tylko głową na znak, że całkowicie się z nim zgadzam. 
Usiedliśmy na pobliskiej ławce, Leon objął mnie swym ramieniem, tak że czułam się jak najbardziej bezpiecznie. 
-Nie uważasz, że to przeznaczenie?- Chłopak zaczesał mi kosmyk włosów za ucho, spoglądając mi w oczy.- Ciągle do siebie wracamy, mimo wszystko.
-Przeznaczenie? Tak, myślę, że to może być to... A ty? Wierzysz w przeznaczenie? Wierzysz w nas? Że w końcu się uda?- Spytałam cichym głosem.
Zauważyłam jak jego kąciki ust idą szybko do góry.
-No wiesz... Chyba, że znowu jakiś Diego czy nie wiadomo kto nam przeszkodzi.
Uderzyłam go lekko w bark, próbując nie wybuchnąć śmiechem.
-Jesteś wredny, wiesz?- Nie wytrzymałam i z moich ust wydobył się lekki chichot.
-Tak tak wiem. To dlatego mnie kochasz.- Poruszył zabawnie brwiami. 
-Nie. Kocham Cię za wszystko, po prostu za to, że jesteś.
Zdążył tylko delikatnie się uśmiechnąć, bo za chwilę nasze piękne chwile przeszkodził okropny krzyk. Spojrzeliśmy po sobie, próbując zorientować się skąd pochodzi okropny hałas.
-Violetta!- Krzyknął Leon, pociągając mnie szybko do drogi.- To z Twojego domu! Szybko, coś musiało się stać!- Oboje migiem pobiegliśmy w stronę mojego mieszkania. 
Byłam strasznie zdenerwowana, co tam mogło się stać? Dopiero co skończyły się moje problemy, a teraz na nowo miało coś się dziać? To nie tak miało być... Proszę, tylko nie to. 

Baduuum tsss :> The end. :o Może już trochę ciekawszy niż pieerwszy ;) Mamy już Marcescę, Naxi nadal będzie próbowała, nooo a co stało się u Violi w domu... No cóż, w następnym rozdziale się dowiecie :>

Buuziaki ;* ! 




poniedziałek, 25 listopada 2013

Chapter one

Hej, no to ruszamy z pierwszym rozdziałem! :>

Violetta

Wakacje dobiegły końca i pora rozpocząć nowy rok nauki w Studiu, coraz bardziej doskonaląc swe zdolności muzyczne. To nasz ostatni rok i chcę, by wyszedł idealny, żeby nic go nie popsuło. Wydarzenia z ubiegłych miesięcy nie były takie jakie sobie wymarzyłam. Rozpoczynając od problemów finansowych ojca, a kończąc na moich nierozwiązanych sprawach sercowych. Dzisiejszy dzień ma rozpocząć mój "idealny rok" i wiem, że będzie wyjątkowy. Tata zgodził się, bym zorganizowała przyjęcie powitalne dla najbliższych znajomych. Czasami, aż nie dowierzam, że tak bardzo się zmienił... Myślę, że częściowo przyczyniła się do tego Angie jak i Esmeralda, która okropnie postąpiła współpracując z Jade i Matias'em, ale definitywnie wszystko się wyjaśniło i tato jest z nią bardzo szczęśliwy, w końcu znalazł na swej drodze kogoś dzięki komu ponownie się śmieje, a jego życie nabrało kolorów. Teraz staramy się tworzyć prawdziwą rodzinę, budować między sobą więź. Mam nawet siostrę-Ambar, trochę psotna, ale... I tak ją pokochałam, myślę, że w końcu odnajdziemy wspólny język i będę dla niej przykładem na przyszłość. 
**
Nie tylko tata się zmienił, ja również. Nie jestem już tą samą Violettą, która przyleciała tu 2 lata temu, nie znając nic ani nikogo, zupełnie nieśmiała, nieświadoma tak wielu spraw i rzeczy. Dziś jestem pewną siebie dziewczyną spełniającą swe marzenia z cudownymi przyjaciółmi i... Chłopakiem. Tak, ja i Leon w końcu jesteśmy razem i chyba nic nie zdoła nas już rozdzielić, Diego odstąpił i życzy nam szczęścia. Strasznie się cieszę, że wszelkie problemy już za mną i nareszcie mogę prowadzić życie niczym z bajki, mojej bajki, którą od dziś sama poprowadzę. 
**
-Violetta!- Głos taty rozległ się po całym domu, zbiegłam po schodach, by dowiedzieć się o co chodzi.
Stół w jadalni był zapełniony rozmaitymi potrawami przyrządzonymi przez Olgę, firanki lekko rozwiewał letni jeszcze wiatr, a przez okna wpadały promienie słoneczne. Uśmiechnęłam się w duchu.
-Violetta...-Ktoś szturchnął mnie lekko, wybudzając tym samym z zamyśleń.
-Hmm? Tato... Chyba nie chcesz powiedzieć, że to wszystko jedzenie jest dla nas i... 
-Nie, nie córciu skądże.- Zaśmiał się trochę ironicznie.- Dziś przyjeżdża Angie... Z ważnym gościem, którego jeszcze nie znasz, ale na razie nie pytaj o szczegóły. Więc pomyślałem, że moglibyśmy zjeść rodzinny obiad... No wiesz, ty, ja, Esmeralda, Ambar, Olga, Ramallo i właśnie ona. To chyba dobry pomysł prawda? Co o tym sądzisz?-Skrzyżował ręce na piersi jak zwykle to robił, czekając na moją aprobatę. 
-Ooo tato...- Mocno go przytuliłam.- Oczywiście, że to dobry pomysł, rzekłabym, że... 
*Ding dong*
Spojrzeliśmy oboje po sobie, pchnęłam go lekko do przodu, by otworzył drzwi, ale uparł się bym zrobiła to razem z nim, bo "tak wypada". Pokręciłam zabawnie głową, tata czasami sprawiał wrażenie bardzo nieśmiałego i niepewnego swoich poczynań. 
-Nie zamierzasz otworzyć?- Spytałam, kiedy staliśmy tuż przed drzwiami.
Odczułam coś dziwnego, wydawał się być nieco zdenerwowany. Jego klatka piersiowa unosiła się do góry i opadała za każdym wziętym głębokim oddechem.
-Tato? 
-Oo tak, już...- W końcu odważył się pociągnąć za klamkę, drzwi lekko zaskrzypiały. 
-Angie!- Już chciałam rzucić się jej na szyję, ale coś mnie zatrzymało. A raczej ktoś. Obok mojej ciotki stała dziewczyna mniej więcej w moim wieku, o ciemnych długich włosach z promiennym uśmiechem, choć wydawała się być zażenowana zaistniałą sytuacją. 
Spojrzałam na tatę, na Angie, potem znów na tatę... 
-Wejdźcie, proszę. 
Nie rozumiałam kim była i co robiła z Angie ta dziewczyna, trochę nawet do niej podobna, miałam nadzieję, że za chwilę wszystko zostanie mi wyjaśnione a ja nie omdleję z "wrażenia". 
-Violetta, to jest...- Zaczął ojciec trochę niepewnie, spoglądając ukradkiem na swoją szwagierkę.- To jest Annabeth. Annabeth to jest-Violetta. Poznajcie się. 
Uśmiechnęłam się sztucznie, podając jej dłoń.
-O hej, bardzo mi miło.- Przytaknęłam z grzeczności. 
Po chwili ciszy odważyłam się w końcu zadać nurtujące w mojej głowie pytanie.- A kim jest.. Annabeth? 
-Może usiądziemy i wszystko Ci wyjaśnimy, co Violu?- Zaproponowała Angie. 
-A więc Annabeth... To córka Angie.- Wymamrotał szybko ojciec, a mi oczy mało co nie wyszły na wierzch.
Angie ma córkę?! I to w moim wieku?! Dlaczego nic nie mówiła... Dlaczego? Czuć było napiętą atmosferę wokół nas wszystkich. Nie rozumiałam nic. Jak to wszystko było możliwe? 
-Viola...- Tato usiadł obok mnie i pogładził mnie ręką po plecach.- Bo widzisz... Angie była kiedyś zamężna. Nie trwało to długo, rozstali się w niezbyt miłych okolicznościach. Dotąd Annabeth mieszkała z ojcem, bo sąd niesłusznie wydał prawa rodzicielskie, ale widzisz... W tym roku odzyskała je twoja ciocia i... Masz kuzynkę. Nie cieszysz się? I proszę... To znaczy... Prosimy, nie bądź zła, dobrze? Wszystko będzie jak dawniej, obiecujemy Ci to. 
-Nie, nie... Nie jestem zła, tylko to dla mnie trochę... Trochę szok.-Zagarnęłam opadający mi na oczy kosmyk włosów za ucho.-Okej, wszystko dobrze, zaprzyjaźnimy się prawda?- Rzuciłam w stronę swojej kuzynki przyjazne spojrzenie, na co ona odpowiedziała szerokim uśmiechem.- To może... Zaczniemy od zaraz? Dziś przychodzą do mnie moi przyjaciele, zapoznam Cię z nimi, co Ty na to?
-Jasne, brzmi świetnie.
-W takim razie chodźmy na górę się przebrać.
**
A więc mam kuzynkę. Absurdalne, prawda? Mój "idealny rok" nieźle się rozpoczął.
-Słyszałam, że... Że bardzo ładnie śpiewasz.- Rzekła Annabeth, siadając niepewnie na moim łóżku.
-Ooch... Tak tak, ale nie przesadzajmy... A ty? Też śpiewasz? Powinnaś mieć to w genach.
Spojrzała na mnie trochę ze zdziwieniem.
-Ja.. Tak, owszem, lubię śpiewać, ale... Nigdy się nie uczyłam, nigdy się nie rozwijałam, mój ojciec nie lubił tego, więc... 
-Rozumiem Cię doskonale, nawet nie wiesz jak bardzo. Mój tato też nie lubił, kiedy śpiewałam, ze względu na przeszłość mojej mamy...
Nie zdążyłyśmy powiedzieć nic więcej, bo rozległ się kolejny dzwonek do drzwi. 
-To pewnie moi przyjaciele, na pewno Cię polubią. Hej... Rozluźnij się trochę, wszystko jest w porządku, tak?- Posłałam jej ciepły uśmiech. Odwzajemniła. 
**
-Aaaa! Violetta! Tak bardzo tęskniliśmy!- Do pokoju po kolei wlecieli Francesca, Camilla, Natalia, Ludmiła, Maxi, Andreas, Marco, Broadway, Diego, a na końcu... Leon. 
Motylki w moim brzuchu zwariowały, gdy go zobaczyłam. Zawsze tak na mnie działał. 
-Ooo, ja też za wami tęskniłam!- Przytuliłam się z każdym z osobna, na końcu podchodząc do tego jedynego.
-Hej.- Leon uśmiechnął się szeroko, ukazując przy tym szereg swoich śnieżnobiałych zębów. 
-Hej.- Podeszłam powoli do niego, zgrywając nieśmiałą, ale szybko mi to przeszło i rzuciłam mu się w ramiona.
-Aww, nasze kochane gołąbeczki.- Odwróciłam się, a wszyscy moi znajomi szczerzyli się do nas, ukazując, że także cieszą się naszym szczęściem.
Przez to wszystko zupełnie zapomniałam o Annabeth, której najwidoczniej oni sami nie zauważyli. 
-Emm.. Tak, więc słuchajcie... Chcę Wam kogoś przedstawić.- Skierowałam ich w stronę łóżka, na którym siedziała owa dziewczyna.- To Annabeth, moja kuzynka, córka Angie.- A Annabeth to jest... Francesca, Camilla, Ludmiła, Maxi, Natalia, Andreas, Broadway, Diego, Marco i... Leon.- Wskazałam jej każdego po koeli.
Machnęła do nich ręką, tym samym się witając. 
Moim zdaniem całkiem ciepło ją przyjęli, nie zadawając żadnych zbędnych pytań. Cieszyło mnie to niezmiernie. 
-To co, grupowa powitalna piosenka?- Spytała po chwili Fran.
Pomysł mi się podobał, lubiłam śpiewać z przyjaciółmi, ale tym razem postanowiłam nieco zmienić plan.
-Annabeth, może nam coś zaśpiewasz? Chętnie Cię usłyszymy.
Widać było, że nie było głosów na "nie", więc w sumie... Nie miała wyjścia.
-Ja? Naprawdę? 
-Mhm!- Dodałam jej otuchy samym spojrzeniem. 
-No dobrze... Chyba mogę spróbować... 
Sięgnęłam więc po mp4 i puściłam jej melodię do naszej piosenki, którą z pewnością znała. 

,,Valió la pena todo hasta aquí
porque al menos te conocí
Valió la pena lo que vivimos
lo que soñamos
lo que conseguimos
 Valió la pena, pude entender
que cada historia es una razón
Para estar juntos, para creer
para que suene nuestra canción
hoy somos tantos, hoy somos más
hoy más que nunca"

Wow. Byłam pewna, że potrafi śpiewać, ale nie wiedziałam, że aż tak pięknie. Lecz chyba nie tylko na mnie zrobiła ogromne wrażenie. Każdy z moich znajomych stał przez chwilę w ciszy, zastanawiając się pewnie po kim odziedziczyła taki ogromny talent. A może powinna zapisać się do Studia? 





Bum, no to koniec :> nie sprawdzam chyba nawet tego od początku, bo nie chcę się załamać XD miłego czytaniaa ;) ! no bo pierwszy rozdział aaj nie lubię początków :< drugi rozdział powinien pojawić się w piątek ;) ..
i tak wiem, wygląd bloga nie powala na kolana xd hahah .. ;d nie mam czasu na poprawę po prostu ;c
szkoła jeej -_- .. 

niedziela, 24 listopada 2013

heeej! ;)

no to cześć :> 

mój nowy blog z opowiadaniem o Violettcie ;) kiedyś prowadziłam innego ... pod adresem storyofvioletta.blogspot.com

w tamtym opowiadaniu bohaterowie znajdowali się w Paryżu :> 
niestety nie doprowadziłam historii do końca...
przepraszam :c 

tutaj będzie pisana zupełnie nowa historia ;) 
myślę, że tym razem tak łatwo się nie poddam i jakoś to ładnie pójdzie :> 
a Wam będzie się podobać ;)) 

jeśli chodzi o I rozdział... sama chciałabym, żeby pojawił się on już... DZIŚ! 
może dam radę ;)
aczkolwiek idę niedługo do kościoła więc nawet nie zaczynam pisać ;x 
ale jak wrócę to być może pojawi się pierwszy zarys historii :> 
mogę zdradzić, że dodam sobie nową bohaterkę...
Annabeth :)     

mogę nawet dodać zdjęcie jak ją widzę :> żebyście Wy również mogli sobie powyobrażać, lol xd


wygląd postaci może trochę oklepany, ale cóż :> mi się podoba
kim jest Annabeth i jak wpłynie na życie głównej bohaterki? 
przekonacie się już wkrótce ;) 


ps. wygląd bloga jest na razie taki na odwal sie xd ;c 
ale nie mam czasu żeby go dobrze dopracować na razie ;x 
potem się poprawi :) ! 

do zobaczenia :>